Umarł król, niech żyje król
To zabawne, że za każdym razem, kiedy recenzuję kolejną część z cyklu Wojny Wikingów nie mogę powstrzymać się od porównania wersji papierowej z serialem. Cóż, po raz kolejny muszę stwierdzić, że jest on stokrotnie lepszy i budzi we mnie wątpliwości czy Bernard Cornwell w ogóle znał swoich bohaterów - ich kreacje i tym samym konsekwencje ich czynów. Wydarzenia z trzeciego sezonu zazębiają się z fabułą tomu szóstego, jakim jest Śmierć królów.
Śmierci królów sporo różni się od ekranizacji, co na początku mnie zaskoczyło, bo poprzednie części były bardzo wiernie odwzorowane. I co zabawniejsze, właśnie dzięki temu uświadomiłam sobie jak bezbarwnie wygląda prezentowana przez Cornwella fabuła. Wszystkie działania sprowadzają się do wielkiej bitwy, a naszych wrogów nawet nie mamy możliwości poznać. Jedyne sceny, w których występują personalnie to ich rozmowy z Uthredem trwające dosłownie minutę (a raczej obrzucanie bluzgami). To okropnie razi, bo kilku wielkich wodzów armii duńczyków pozostaje samymi imionami, a ludzie, którzy je noszą praktycznie się między sobą nie różnią.
Kolejna sprawa, jak mówi nam już sam tytuł - jakiś król umrze. Każdy kto czytał poprzednie tomy, na pewno domyśla się, kim jest ta osoba, bo zanosiło się na to od dłuższego czasu. W serialu są sceny, które wyciskają łzy z oczu. Jest rozmowa pomiędzy tą osobą a Uhtredem, która uświadamia, że nienawiść, którą się darzyli w istocie jest oddaną przyjaźnią, pełną poświęcenia i wyrzeczeń. Dzięki tej rozmowie wszystkie przysięgi, które skradał Uhtred, wszystkie jego wybory, honor i oddanie władcy - nabiera takiego niewypowiedzianego znaczenia. To, jakim Uhtred jest człowiekiem i służbie komu poświęcił połowę swojego życia. Wiecie, to jak niewidzialna nagroda, medal za bycie prawą ręką króla. W książce pisarz napisał o tym ledwie jeden akapit. Do tego były to przemyślenia Uhtreda, a nie przemowa, jaką powinien wygłosić. Tak bardzo mnie to ubodło i jestem tak rozgoryczona...
(SPOILER Z TOMU PIĄTEGO) Pominę już fakt, że osoba, która traci żonę, raczej nie szuka od razu nowych atrakcji seksualnych. W serialu Uhtred przeżywał żałobę, a tutaj... naprawdę to było przykre, chociaż Gisela nigdy nie była moją ulubienicą. Od początku uwielbiałam Bridę i chociaż Pan Wojny nie miał z nią dzieci - ta scena, w której rozmawiają o jego stracie i jednocześnie o latach spędzonych razem była tu tak bardzo potrzebna. Domyślacie się, że w Śmierci królów nie ma o tym ani słowa?(KONIEC)
Jak widzicie, może okazać się, że reżyser lepiej zna swoich bohaterów niż pisarz, który pierwotnie ich wymyślił. Mam wrażenie jakby Bernard Cornwell stworzył zaledwie scenariusz z kilkoma większymi opisami. I to marny scenariusz, bo ubogi w dialogi i sceny, które powinny ujawniać nam charaktery poszczególnych postaci. Szczerze mam nadzieję, że w kolejnych częściach (tak, to jeszcze nie koniec) autor tchnie w swoją historię trochę więcej życia, bo jak na razie jedynie reżyser o to zadbał. Śmierć królów wypada bardzo przeciętnie.
Śmierć królów (Wojny wikingów #6) - Bernard Cornwell, 460str., Wydawnictwo Otwarte
Za egzemplarz oraz okazane mi zaufanie serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu!
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku!
Skoro tu dotarłeś, to znaczy (mam nadzieję), że przeczytałeś post powyżej i wiesz co komentujesz. Będzie mi bardzo miło jeśli co do treści komentarza trochę się wysilisz, bo na każdy z nich odpowiadam. Wszelkiego rodzaju dyskusje są bardzo mile widziane. :)
Twojego bloga także odwiedzę i jeśli przypadnie mi do gustu – pozostawię po sobie ślad.
Jeśli masz do mnie jakieś pytanie, to śmiało pytaj.
Kontakt: kinga.godowska@vp.pl
Dziękuję za wszystkie komentarze!