Kolabo-song

"...Laura Santenac? Była moją kochanką w czterdziestym drugim roku, niedługo zresztą, później nasze drogi się rozeszły. No, powiedzmy, że nie starała się towarzyszyć mi na front wschodni... Wiem, co opowiadano o niej: że była utrzymanką tego fanfarona z francuskiego gestapo, a nawet bardzo bliską przyjaciółką hauptsturmfuhrera Helmuta Hildsheima, oficera SD, który zginął z ręki zamachowca w czterdziestym trzecim, ale z tego jeszcze nic nie wynika... Co takiego? Laura Santenac była konfidentką niemiecką, która za pieniądze wydawała członków ruchu oporu i Żydów? Bardzo wątpię..."

Właściwie to nie wiem dlaczego wzięłam tę książkę z biblioteki. Leżała taka sobie: samotna, smutna, zwykła, szaro-czarna, trochę zaniedbana, na stercie różnych innych książek, na samym ich szczycie. To po prostu przypadek, że zajrzałam do tego kąta.

Zaczęłam czytać tego samego dnia, pochłaniając zadziwiająco szybko treść, w niektórych miejscach przelatując ją tylko wzrokiem, czasami się zatrzymując, by w końcu samo zakończenie przeczytać dobre kilka razy. I nie wiem czy dobrze ją zrozumiałam, bo akcja dzieje się w epoce historycznej, we Francji, w czasie II wojny światowej, i opowiada o tych wszystkich innych sprawach, o których ja nie mam pojęcia, bo z historią nie jestem zaznajomiona nawet w takim stopniu, w jakim znać ją chociażby wypadało. Ocenię więc tylko to, na co zwykły czytelnik zwracałby uwagę.     

Kolabo-song jest napisane łatwo, prosto, na temat, typowo, bez zbędnych upiększeń. Jedni pewnie uznają to za plus, ale dla mnie to dość spory minus, bo co z tego, że przeczytałam te sto pięćdziesiąt stron jednego dnia, jeśli większość z nich jest jakaś bezbarwna, tylko niektóre momenty każą się pochylić nad zadrukowanymi stronami, przeczytać je znowu i pomyśleć. A większość się rozmywa, tonie w jednobarwnym mroku. Jednak ta historia coś w sobie ma, a to sprawiało, że czytałam i nie chciałam przestać tego robić, pomiędzy palcami przelatywały mi kolejne kartki...

To nie jest opowieść, gdzie znajdziemy doskonale rozwinięte i pokazane sylwetki bohaterów. Oni pojawiają się i znikają, tak znikąd, a czytelnik już od samego początku podświadomie się na to przygotowuje. A to tworzy taki niewykorzystany potencjał, ulokowany między nienapisanymi przez autora słowami. Sytuacje przeskakują szybko, stanowczo za szybko, i raz jesteśmy tu, a raz tam, aż czasami trudno się połapać, więc w tej akcji brakuje takiej płynności, umilającej drogę.        

Mimo tych wad, które mogłabym jeszcze wyliczać... wiecie co? Spodobała mi się ta książka, tak, nawet jeśli zdarzyło mi się raz zastanawiać czy nie lepiej byłoby ją odłożyć. Mimo to. Dlaczego? Bo dzięki Kolabo-song coś we mnie odżyło, to coś, co sprawia, że chce się czytać, a mnie się ostatnio w ogóle nie chciało.

Ja po prostu potrzebowałam takiej historii o kobiecie, która większość spraw ma gdzieś, której nic nie obchodzi, obojętnej na los bliskich jej przecież osób. Kobiecie w moim mniemaniu tak głupiej, nierozsądnej i egoistycznej, że na opisanie tego brakuje wprost słów. Jednak... na końcu i tak zrobiło mi się jej żal. Przez praktycznie cały czas losy Laury były wyraźnie zarysowane, było wiadomo co się z nią stanie, a potem... To tak bardzo mnie zaskoczyło. Nie wiem, czy wypada polecać. Powieść chyba pozostawia zbyt dużo pytań z dość ograniczoną liczbą odpowiedzi, a poza tym - pewnie i tak już trudno ją zdobyć, ale jeśli kogoś z Was zainteresowała - szukać zawsze warto, prawda?

Komentarze

  1. Nigdy nie słyszałam o tej książce. Tytuł nic mi nie mówi, okładka także, o autorze nie wspominając, ale Twoja recenzja mnie naprawdę zaciekawiła. Chyba nie sięgnę - w mojej bibliotece nie ma jej na liście pozycji, a raczej nie kupię. Natomiast zaintrygował mnie ostatni akapit, szczególnie ten fragment: "[...] historii o kobiecie, która większość spraw ma gdzieś, której nic nie obchodzi, obojętnej na los bliskich jej przecież osób. Kobiecie w moim mniemaniu tak głupiej, nierozsądnej i egoistycznej, że na opisanie tego brakuje wprost słów. Jednak... na końcu i tak zrobiło mi się jej żal." Chciałabym poznać tę bohaterkę i jej spojrzenie na świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dziwnego, Kolabo-song to już raczej biały kruk na bibliotecznych półkach, o antykwariatach nie wspominając. ;)
      Jej spojrzenie na świat strasznie trudno zrozumieć, ono jest praktycznie nieuchwytne, bo narracja prowadzona w trzeciej osobie żadnego wglądu do jej głowy nie daje. ;/

      Usuń
  2. Lubię czytać o II wojnie światowej, więc może zabiorę się za tę książkę. Zaciekawiłaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, a ja właśnie przeżywam mały kryzys czytelniczy i nie chce mi się sięgać po żadną książkę. Ani pisać zaległych recenzji... Chyba przydałoby mi się takie "Kolabo-song" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie tylko ty, ja tam nadal ten kryzys mam, taka chandra jesienna chyba, czytam trochę, ale pisać nic ochoty nie mam i cóż poradzić... :(

      Usuń
  4. Czasami przez przypadek możemy natknąć się na naprawdę ciekawe książki. Nie słyszałam o tej książce, bo też nie zbyt przepadam, gdy akcja toczy się w trakcie II wojny światowej, ale może kiedyś z ciekawości na nią zerknę.
    PS. nominowałam Cię do LBA, zapraszam, będzie mi bardzo miło :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dziękuję ślicznie, zajrzę na pewno, obiecuję. :)

      Usuń
  5. Nie słyszałam o tej książce. W sumie wpasowuje się w moje zainteresowania na temat drugiej wojny światowej. Zaintrygowała mnie, więc jak będę miała okazję to na pewno przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy o tym tytule nie słyszałam, więc dla mnie to taka książka zagadka. Jeśli znajdę w bibliotece to z chęcią przeczytam, ale nie będę jej specjalnie kupować, bo nie jestem pewna, czy by mi się spodobała, choć tematykę wojenną w literaturze bardzo lubię.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam do poszukiwań w bibliotece, książka warta uwagi. :)
      p.c.

      Usuń
  7. Ciekawy wybór lektury, muszę przyznać że nie podążasz za tłumem a to się chwali ;) Warto poznać tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dlatego, że gdy wchodzę do biblioteki i w kątach widzę te wszystkie stare, od tak dawna nieczytane i zapomniane książki, robi mi się smutno, bo wyobrażam sobie, że na miejscu którejś z nich może leżeć moja książka, spragniona choćby jednego czytelnika. ;)

      Usuń
  8. I znów! Piękne imię - zły charakter. Normalnie... okrucieństwo. :/ (Chodzi o główną bohaterkę, żeby nie było ^^)
    Książka... pierwszy raz o niej słyszę. Pierwszy raz ją widzę na oczy. I chyba nie chce mi się jej czytać.
    Myślę, że bohaterka stanowczo by mi utrudniała przeżywanie historii i po prostu... nie zaiskrzyło pomiędzy mną a tym tytułem ^^
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mnie też czasami Laura denerwowała, w ogóle nie mogłam zrozumieć jej postępowania... Nie przekonuję, bo to nie jest książka dla każdego. ;) A sam tytuł jako tytuł - jakiś dziwny, hm.. ;o

      Usuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Skoro tu dotarłeś, to znaczy (mam nadzieję), że przeczytałeś post powyżej i wiesz co komentujesz. Będzie mi bardzo miło jeśli co do treści komentarza trochę się wysilisz, bo na każdy z nich odpowiadam. Wszelkiego rodzaju dyskusje są bardzo mile widziane. :)
Twojego bloga także odwiedzę i jeśli przypadnie mi do gustu – pozostawię po sobie ślad.
Jeśli masz do mnie jakieś pytanie, to śmiało pytaj.
Kontakt: kinga.godowska@vp.pl
Dziękuję za wszystkie komentarze!