Odnaleźć spokój...

Głupie słowa, którymi nie potrafię się posłużyć. Nie wiem jak zacząć. 

Głupie słowa, które nie chcą układać się w zdania. Nie potrafię ich do siebie dopasować. 

Głupie słowa, które najchętniej wyrzuciłabym do kosza, ale nie zrobię tego, bo całym sercem pokochałam kolejną książkę. A książki, jak wiecie, składają się tylko i wyłącznie za słów. Tyle, że te gromady literek na każdego czytelnika działają inaczej. Jednych zawodzą, innych zachwycają. 
Ja zdecydowanie jestem cała w skowronkach. 

A przyczyną jest nic innego, jak Morze spokoju autorstwa Katji Millay.

„Nienawidzę swojej lewej ręki. Nienawidzę na nią patrzeć. Nienawidzę, kiedy drży i zacina się, i przypomina o utraconej tożsamości. Ale i tak na nią patrzę, ponieważ przypomina mi również o tym, że znajdę chłopaka, który wszystko mi odebrał. Zamierzam zabić swojego mordercę. I zamierzam zrobić to lewą ręką.”
  
To dziwne, że odkąd w marcu tego roku zobaczyłam Morze spokoju w zapowiedziach nowości wydawniczych, od razu wiedziałam, że muszę tę powieść poznać. Z dużym naciskiem na muszę. I od tamtej pory ona za mną wręcz chodziła, pojawiając się gdzie popadnie, nie dając spokoju. A potem nie wytrzymałam i zaczęłam czytać ebooka... Ciekawe, że wszystkie te godziny, które poświęciłam czytaniu, zlały się jakby w piętnaście minut. 

Ten dzień, kiedy przeczytałam pierwszą stronę powieści pani Millay powinnam odhaczyć w kalendarzu. Mówię absolutnie poważnie! Od dawna nie szczerzyłam się tak do żadnej książki, nie mówiąc już nawet o głośnych wybuchach śmiechu (niezapomniana scena z wódką). I mogłabym doszukiwać się wad, bo one są, ale mówi się trudno... ja ich staram się nie widzieć, jakoś mnie nie obchodzą. Życie Nastayi i Josha nie było perfekcyjne, bo nic nigdy nie jest. Ta historia też nie musiała zostać napisana najpiękniejszymi i najbardziej wyszukanymi słowami. Ważne, że jest, to się liczy. 

Narracja toczy się dwutorowo, możemy oglądać świat zarówno oczami Nastayi, jak i Josha, a obydwie zabiegi tak doskonale przeplatają się i dopełniają, że wprost nie sposób odłożyć tej historii na później. Dusze bohaterów w jakiś magiczny sposób się zlewają, w pewnym momencie - nie wiadomo nawet kiedy - tworzą jedną nierozerwalną całość, a czytelnika zapraszają do siebie, dostaje specjalne krzesło w garażu. Przestaje odliczać strony do końca, przestaje patrzeć na zegarek, przestaje zwracać uwagę na miejsce, w którym się obecnie znajduje, jakby nic nie liczyło się prócz tej historii. 

Okay, czasami wieje schematem, ale to nie przeszkadza, bo w pewnym momencie pani Millay robi jak setki pisarek przed nią, by potem się wycofać i poprowadzić akcję inaczej. Istna karuzela, taki huragan zawirować i niedopowiedzeń. Ile pytań w tej książce! Ile spraw do wyjaśnienia! I najlepsze, że potem wszystko staje się całkowicie jasne, niemalże przezroczyste, bo Katja Millay skonstruowała fabułę w taki sposób, że dwoiłam się i troiłam nad rozwiązaniem zagadek, kiedy ona w każdym rozdziale decydowała się uchylić jedynie rąbek tajemnicy, samiuśki jej skrawek. 

To autentyczny cud, bo po raz pierwszy nie przeszkadzały mi w lekturze przekleństwa. Co więcej, idealnie wpasowały się w treść. Naprawdę. Polubiłam nie tylko głównych bohaterów, ale też tych pobocznych, a każdemu z nich autorka oddała sprawiedliwość, co znaczy, że poświęciła im wystarczająco dużo miejsca. Uwielbiam nawet Draw, a przecież to zwyczajny dupek. 

Przez ostatnie dwa dni dosłownie żyłam tą książką, nie chciałam się nigdzie bez niej ruszać. Cały czas nosiłam przy sobie czytnik i powtarzałam: jeszcze tylko jeden rozdział, jeszcze tylko przeczytam tę stronę do końca, skończę ten akapit i odrobię lekcje... Aha. Każdy wie jak to się skończyło. Być może moja opinia nie jest racjonalna, być może, bo Morze spokoju wydaje mi się zbyt cudowne, aby istniało naprawdę, ale... ale jeśli czytacie te słowa to wiedzcie, że mam ochotę przytulić każdego, kto też sięgnie po tę książkę. Polecam tak gorąco, że bardziej już się chyba nie da.  .    

"Co zobaczyłaś, kiedy umarłaś? - Uśmiecha się półgębkiem, niepewnie, jakby czuł się zażenowany własnymi słowami. - Bo chyba nie Morze Spokoju? 
Spoglądam na niego i wcale nie jestem taka pewna. 
-Co to było za miejsce? - Jego głos załamuje się lekko, po uśmiechu nie został ślad. (...) 
-Twój garaż."

_______________
PS. Zapraszam - http://na-krawedzi-kola.blogspot.com/ :)

Komentarze

  1. Kurczę, przez Ciebie moja lista książek, które koniecznie muuuszę przeczytać, wzrosła o kolejną pozycję ^^ Wielkie dzięki! Przez blogosferę kiedyś zbankrutuję :)) Powieść wydaje się bardzo ciekawa i wiesz co? Nawet nie chcę wiedzieć, o czym jest. Wystarczy mi Twoja recenzja, mam nadzieję, że się nie zawiodę ^^

    zaczarrowana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, ja gdybym tak skrupulatnie policzyła ILE KASY wydałam na wszystkie ksiązki które kupiłam to chyba bym się załamała, serio. ;c poza tym, teraz zaczęłam sie bać że Morze spokoju w ogóle ci się nie spodoba, ale skoro byłam taka niedobra i udało mi się ciebie zachęcić to przeczytaj... jestem taaaka ciekawa twojego zdania. :)

      Usuń
  2. Mhmmhmh... Trochę muszę się poniezgadzać, bo już taka jest moja natura, jednak nie w związku z książką, a nieco dziwnym podejściem. Oby tylko autorzy nie czytali tej recenzji :P Uważam, że pisarze powinni starać się jak najlepiej przedstawić historię, a nie na odwal się byleby była (tak jak to napisałaś), bo wydaję mi się, że w literaturze powinno dążyć się do perfekcji. Czasami nie wychodzi, jednak warto się starać. Wady, jednak uważam, że powinno się wyszczególnić, a nuż kogoś będą mocno razić, jak np. mnie :P Potrafię zrezygnować z książki ze względu na charakter głównego bohatera, jak to zrobiłam ostatnio. No nie wiem, czy przeczytam to "Morze spokoju". Tak naprawdę nie wiem czego się po niej spodziewać. Obawiam się, że to będzie kolejna młodzieżówka, jednak może zaufam twojemu gustowi? No nie wiem, zobaczymy :) Kupować nie zamiaruję :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... kurczę, to mi namieszałaś w głowie, ksiązka na pewno nie jest napisana na odwal się, przysłowiowo, tylko dobrze ale nie perfekcyjnie. :D Owszem, też uważam, ze w literaturze powinno dążyć się do jak najlepszej jakości wykonania i w ogóle, ale w niektórych przypadkach byłoby to po prostu nienaturalne, tak jak w tutaj. Morze spokoju zalicza się do literatury młodzieżowej przecież, nikt nie oczekuje że będzie napisane wprost doskonale. ;P A poza tym... ta doskonałość, może to głupie porównanie ale... Anna Karenina jest napisana wyśmienicie, a wcale mi się jej dobrze nie czytało, bo była napisana zbyt dobrze, nie pozwalała działać wyobraźni. nie umiem tego lepiej wytłumaczyć. ;)
      Uwierz mi że chciałabym móc wyliczyć wady, ale nie potrafię bo przeuwielbiam tę ksiązkę, a trudno przecież znęcać się nad pozycją która tak człowiekowi namieszała w głowie. :D
      Mimo wszystko zachęcam do dania szansy, może w jakimś tam stopniu ci się spodoba. :)

      Usuń
  3. Czytałam już kilka recenzji tej książki, ale dopiero u Ciebie tak naprawdę dostałam chociaż zarys fabuły. Muszę przyznać, że mi się podoba i skoro aż tak się w niej zakochałaś, to nie zostaje mi nic innego jak dopisać do listy 'muszę przeczytać", która zdaje się nie mieć końca..

    http://wiecznie-zaczytana-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, u mnie także piętrzą się stosy książek w kolejce do przeczytania. :D

      Usuń
  4. ja przez pierwsze pół miałam wielkiego hejta, ale miałam wtedy zły czas że tak powiem, a jak mam zły humor to i książki hejtuję XD ale wszystko mnie w tym denerwowało, wszystko. a potem nagle tajemniczym sposobem mi się spodobało i zakończenie dość mocno przeżyłam, aczkolwiek po trzech miesiącach nie wspominam tego już jakoś specjalnie dobrze po prostu pamiętam jak było. więc bez specjalnych efektów ale spoczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja mam ostatnio przecudowny czas, aż się sama sobie dziwię. :D

      Usuń
  5. Końcowy cytat z Twojej recenzji, omfg <3
    W sumie książka mnie zaskoczyła, bo spodziewałam się, że będzie to coś w rodzaju Hopeless i... może trochę tak było, jednak na szczęście obie powieści czytałam w innym "przedziale czasowym" i nie mogłam ich do siebie porównać. Ale tak, "Morze spokoju" ma... to coś, co się pamięta. Nawet teraz, po kilku miesiącach, wciąż kojarzę fabułę i doskonale znam zakończenie. Przerażała mnie jedynie banalność na pierwszych (chyba) 40-50 stronach. No i nietrudno było się domyślić pewnych rzeczy :/ Mimo to książkę wspominam bardzo, bardzo miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie także bardzo zauroczył. <3
      Rzeczywiście, ja również zauważyłam pewne aspekty wspólne z Hopeless, ale jak dla mnie Morze biję poprzednią powieść na głowę. ;) A ta banalność mi nie przeszkadzała, chyba ostatnio potrzebuję takich książek, typowych dla młodzieży. :D

      Usuń
  6. Dla tej książki praktycznie zarwałam nockę, więc nie trudno zgadnąć, że mi się podobała. A jednak oczekiwałam, że wywoła we mnie więcej emocji, że coś we mnie poruszy. Mimo to całkiem miło ją wspominam, a czytając to, co napisałaś przypominają mi się same najlepsze momenty i mogę wtórować Twoim zachwytom. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam bliska od zarwania, znaczy mam ustalony porządek, że od niedzieli do czwartku najpóźniej kładę się spać o 22, a gdy czytałam Morze położyłam się godzinę później, a to jest poświęcenie, bo nie zrobiłam tego od bardzo dawna dla żadnej ksiązki, zbyt bardzo kocham spać. :D:D:D

      Usuń
    2. Też uwielbiam spać, jednak lubię też posiedzieć dłużej nad książką itp. Zwykle potem śpię do 10 (nie potrafię się zmobilizować żeby wstać, o ile nie widzę takiej potrzeby, a i wtedy bywa ciężko), przynajmniej gdy mam taką okazję, bo w tygodniu szkoła bynajmniej nie daje takiej możliwości. ;P

      Usuń
  7. No patrz, a ze mną jest dokładnie odwrotnie. Już od pierwszej zapowiedzi tej książki, mimo że kocham NA, coś mnie odpychało od tej pozycji. Nie wiem skąd ta niechęć, ale po prostu... wiem, że cholernie nie chce mi się czytać "Morza spokoju". I choć pewnie niedługo ulegnę systemowi, to czuję taki dystans do treści, że nie wiem, czy będę w stanie się przełamać i pozytywnie spojrzeć na całość...
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym żebyś uległa, bo wydaje mi się że to ksiązka idealna do ciebie, znaczy... tak obserwując twój gust książkowy... dochodzę do wniosku, że taka historia Josha i Nastayi mogłaby cię zaciekawić. :):):)

      Usuń
  8. Nie wiem... jakoś totalnie mnie ona nie kręci.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podzielam Twoje zdanie w 100%. „Morze spokoju” jest wyjątkową lekturą, o której tak szybko nie da się zapomnieć. <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Czasami są książki, w których przekleństwa pasują, też ich nie lubię, ale zdarzyły się powieści, gdzie mi to nie przeszkadzało. Ogólnie ta książka jakoś do mnie nie przemawia... :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Liczyłam na podobne doznania, ale ich nie otrzymałam, jak dla bohaterowie musieli przejść za wiele, mieli pełne barki problemów i mi czytając było ciężko,a co dopiero im.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Może kiedyś w przyszłości przeczytam, ale póki co mam za dużo książek do nadrobienia ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, ja nawet nie chcę myśleć o swoich gigantycznych zaległościach. xd

      Usuń
  13. Aaa, muszę, muszę, muszę przeczytać, chcę wielbić i kochać, a skoro Ty tak uwielbiasz, to i ja pewnie zapałam do niej szczerą miłością! <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Skoro tu dotarłeś, to znaczy (mam nadzieję), że przeczytałeś post powyżej i wiesz co komentujesz. Będzie mi bardzo miło jeśli co do treści komentarza trochę się wysilisz, bo na każdy z nich odpowiadam. Wszelkiego rodzaju dyskusje są bardzo mile widziane. :)
Twojego bloga także odwiedzę i jeśli przypadnie mi do gustu – pozostawię po sobie ślad.
Jeśli masz do mnie jakieś pytanie, to śmiało pytaj.
Kontakt: kinga.godowska@vp.pl
Dziękuję za wszystkie komentarze!