Kiedy pierwowzór i serial nie mają ze sobą nic wspólnego

Ci, którzy na bieżąco śledzą moje poczynania w blogosferze i na bookstagramie, wiedzą ile znaczy dla mnie serial The 100, z którym jestem właściwie od początku i który wywarł na mnie ogromne wrażenie. 

Setka nastoletnich przestępców zrzucona na Ziemię z Nieba, aby sprawdzić czy planeta po kataklizmie nadaje się do życia. Zrobią wszystko, by przetrwać. Nieważne, czy spowoduje to utratę człowieczeństwa, poświęcenia jednej osoby dla dobra ogółu... Wola walki, odwaga, przekraczanie nieprzekraczalnych granic. To jest to, co pokazali twórcy serialu i za co będę tę produkcję podziwiać. 

Byłam ogromnie ciekawa pierwowzoru, w końcu jak mogłabym go nie znać?
Byłam ciekawa co wymyśliła Kass Morgan, a co dodali od siebie scenarzyści.
Kiedy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Bukowy Las nadarzyła się okazja na poznanie całej serii, nie wahałam się.


Jestem zawiedziona. I tak okrutnie zła, bo mam wrażenie, że autorka sama nie wiedziała o czym pisze. Pierwszy trzy tomy, czyli Misja 100, Dzień 21 i Powrót na Ziemię to romans. Wydarzenia poznajemy z perspektywy Clarke, Bellamy'iego, Glass i Wellsa. Clarke i Bellamy mają zupełnie odmienny zestaw cech niż się spodziewałam, Glass wcale nie znałam, a Wells wystąpił w kilku pierwszych odcinkach serialu (i od razu zdążyłam go znielubić). Domyślacie się więc, że czytanie rozdziałów z nim w roli głównej raczej nie sprawiało mi przyjemności. 

Być może nie powinnam porównywać tej serii z jej adaptacją, w końcu obydwie historie przybierają inny zwrot, biegnąc w innym kierunku. Dążą do czego innego, mają inne priorytety i zainteresowania. Ale wiecie, ciężko zdusić w sobie chęć porównywania, gdy człowiek ma w podświadomości wizję tego jak te książki mogłyby wyglądać, aby stać się świetnymi i emocjonującymi. 

Misję 100 byłam w stanie przeboleć, ale początek Dnia 21 nieźle mnie wkurzył. 
Co robisz, kiedy porywają ci siostrę, o którą troszczyłeś się całe życie i ukrywałeś ją, żeby władze nie odkryły jej, bo inaczej spotkałby ją wyrok śmierci? 
Ano idziesz obściskiwać się ze swoją nową dziewczyną do lasu. 
To jedno z wydarzeń całkowicie pozbawionych sensu. Miałam wrażenie, że autorka nie mając pojęcia o ludzkich, normalnych zachowaniach, skupia się tylko na miłosnych rozterkach bohaterów. Brakowało mi też pokazania wydarzeń w Kolonii z punktu widzenia kogoś dorosłego, dzieciaki skupiały się tylko na tym, co ich samych dotyczy bezpośrednio. Kosmiczne tło było bezbarwne i wybrakowane.

Jeśli chodzi o życie na Ziemi, tutaj Morgan również mnie zawiodła. W serialu mamy konflikt między ludźmi z Nieba a Ziemianami, natomiast tu... żyli sobie szczęśliwie w pokoju. Co prawda występuje zbuntowany odłam Ziemian, ale walka z nimi w trzecim tomie, kończy się równie szybko, jak się zaczęła. Brak opisu Ziemian jako wojowników ujmuje pierwowzorowi na wartości. Uniemożliwia rozwój postaci, stopuje w miejscu akcje, nie ciekawi. Kass Morgan na szczęście w Powrocie na Ziemię rozwija konflikt domowy, ratując nudną jak flaki z olejem fabułę, z którą miałam do czynienia dotychczas. Akcja trochę przyśpiesza i... w końcu obfituje w trudniejsze dla bohaterów przeciwności!

Bardzo mnie rozdrażniło, że autorka próbowała wmówić nam sceny, które podobno wydarzyły się w pierwszym tomie, a nie zostały opisane. Natomiast miały miejsce w serialu. To była taka kropla przepełniająca czarę goryczy.

JAK WYPADŁ CZWARTY TOM, CZYLI REBELIA?

W Rebelii widać olbrzymi postęp. Widać, że Kass Morgan w końcu zastanowiła się nad charakterem postaci, ich usposobieniem i odpowiednimi reakcjami na bieżące wydarzenia. Było bardziej przekonująco, z sensem. Wprowadziła też nowy wątek "opiekunów", oddających cześć Ziemi, powtarzających w kółko "jeśli taka Ziemi wola". Jest to coś świeżego, co skutecznie urozmaiciło fabułę i dało mi nadzieję, że z Rebelii da się wycisnąć jakieś pozytywy. 


Nie chcę, żeby moja opinia o Rebelii została zdominowana złością, którą odczułam po przeczytaniu, że autorka zrobiła z mojej ulubionej postaci serialowej (i ulubionej w ogóle) lesbijkę... Historia życia Octavii w The 100 wywołała na mnie ogromne wrażenie, to jedyna postać, która w czasie tak bardzo ewoluowała. Powinna zginąć za to, że się urodziła. Z dziewczyny schowanej pod podłogą, stała się wojowniczką. Mogłabym napisać osobną pracę na temat jej metamorfozy, przeżyć i sposobu uporania się ze stratą. Naprawdę jest to dla mnie najlepiej napisana postać, występująca na ekranie. Morgan jej charakteru wcale nie rozwija, traktuje ją po macoszemu, jako czternastolatkę opiekującą się całymi dniami sierotami, a potem obcałowującą swoją dziewczynę... Nic więcej nie powiem, nie chcę przeklinać.

Pomijając więc ten aspekt powyżej, Rebelia nie była zła. Była całkiem okej, taka do przeczytania na raz. Denerwowało mnie tylko ciągłe gdybanie postaci, które myślały stanowczo za dużo i ciągle zastanawiały się " a co by było, gdyby..." Morgan też robiła zbyt dużo przypomnień z poprzednich tomów, w sumie gdybym przeczytała tylko Rebelię, nawet bez znajomości poprzednich części, z pewnością zrozumiałabym o co toczy się gra. Cieszy mnie, że autorka postanowiła też nareszcie tchnąć trochę życia w fabułę i przerwała w tym tomie idyllę bohaterów. 

Ja nie potrafię nie patrzeć na opisaną przez Kass Morgan historię inaczej niż przez pryzmat serialu, który - jak już pisałam wcześniej - wzbudził we mnie mnóstwo emocji. Książka i serial nie mają ze sobą praktycznie nic wspólnego oprócz imion dwójki głównych bohaterów. To dwie różne wersje, wypływające z tego samego początku. Dwa zalążki historii, która mogłyby potoczy się w dwojaki sposób. To od waszych upodobań zależy, która z nich przypadnie wam bardziej do gustu. 

W skład cyklu wchodzą: Misja 100, Dzień 21, Powrót na Ziemię, Rebelia

Rebelia - Kass Morgan, 231str., Wydawnictwo Bukowy Las

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego Rebelii oraz poprzednich części w wersji PDF, bardzo dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las. 

Komentarze

  1. Chętnie poczytam książkę na początek. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię takich sytuacji, gdy książka tak bardzo różni się od filmu czy serialu. Jakoś mi to po prostu przeszkadza. :D Co do tej serii to jeszcze się nad nią zastanowię. Nie widziałam serialu, więc może najpierw zabiorę się za książki, a potem serial. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku trzeba zwrócić uwagę czy to ekranizacja czy adaptacja a może inspiracja.... to ma znaczenie, bo te trzy gatunki to zupełnie co innego i należy oceniać je inaczej. (a tutaj mamy do czynienia z adaptacją a te często wykraczają poza treść dzieła zmieniając je). Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że wyraźne różnice nawet w adaptacji mogą irytować (miałam taką sytuację - nie wiedziałam, że film jest adaptacją i byłam bardzo nie zadowolona. Nawet kiedy potem o tym doczytałam to niezadowolenie nie minęło). A jeśli chodzi o samą książkę to raczej nie sięgnę - nie moje klimaty ;)

      Usuń
    2. W tym wypadku irytowało mnie że książka nie odpowiada serialowi i przez to jest dość marna i zupełnie nie porywająca :/

      Usuń
  3. Chyba jednak tym razem nie dla mnie. Gustuję w bardziej realnych klimatach, czy to książkowych czy serialowych. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam ani książki, ani serialu, ale chyba się nie zapoznam, bo to nie moje klimaty... Ale rozumiem Twoje zirytowanie na fakt, że adaptacja jest nie dość, że tak bardzo różna od oryginału, to na dodatek jest o wiele lepsza, ciekawsza, przemawiająca do odbiorcy. Ja takie odczucia miałam przy innych filmach i książkach ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm, zostanę przy serialu, jak już go zacznę oglądać :D
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba zostanę przy serialu... Spotkałam się właśnie z takim rozczarowaniem podczas czytania "Pamiętników wampirów". Serial pokochałam, a książki okazały się... Egh. Chyba nawet nie chce o tym pisać :D po prostu tragedia.

    Rozumiem twoją frustrację. Też byłabym wściekła, gdyby moja ulubiona bohaterka została nagle lesbijką. I wszystkie wyobrażenia dotyczące reakcji z inną postacią poszły w łeb.

    Pozdrawiam,
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak miałam z pamiętnikami, piąteczka ✋(a przynajmniej jeśli chodzi o pierwsze 3/4 sezony)
      Pierwowzór to jakiś dramat :p
      Dokładnie! Dla mnie Octavia występuje tylko w wyobrażeniu z mezczyzną :D

      Usuń
  7. Akurat tej historii nie znam i raczej na razie nie planuję poznawać, ale wierzę, że te wszystkie rozbieżności potrafią się dać we znaki.... Oglądam teraz "Grę o tron" i jesteśmy już na etapie, gdzie twórcy "płyną" bez oparcia o książki (które nie istnieją) i tu jeszcze mogę to przełknąć, ale to, co na przykład zrobiono z nową adaptacją Ani z Zielonego Wzgórza, to już chwilami wołało o pomstę do nieba... oglądałam pierwszy sezon z mamą, drugiego już chyba w ogóle nie ruszymy :/

    Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam sytuację na odwrót - serial THE 100 który płynie samowolnie zachwyca, a książka doprowadza do szewskiej pasji :/

      Usuń
  8. Nie planuję poznać tej historii, szkoda, że się zawiodłaś :/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Skoro tu dotarłeś, to znaczy (mam nadzieję), że przeczytałeś post powyżej i wiesz co komentujesz. Będzie mi bardzo miło jeśli co do treści komentarza trochę się wysilisz, bo na każdy z nich odpowiadam. Wszelkiego rodzaju dyskusje są bardzo mile widziane. :)
Twojego bloga także odwiedzę i jeśli przypadnie mi do gustu – pozostawię po sobie ślad.
Jeśli masz do mnie jakieś pytanie, to śmiało pytaj.
Kontakt: kinga.godowska@vp.pl
Dziękuję za wszystkie komentarze!