Forever my girl
Josie
Liam zostawił mnie, gdy byłam pewna
że już na zawsze będziemy razem
powiedział, że musi coś zmienić
że się dusi
Liam
Miałem mieć piękną żonę,
która miała urodzić mojego syna
rzuciłem studia i futbol po to,
by zostać gwiazdą rocka
Czy po ponad dekadzie jest jeszcze dla nas nadzieja?
Nie mogę uwierzyć, że Forever my girl jest kolejnym słodkim romansem, który przeczytałam w grudniu. Ostatnio przez natłok obowiązków, pochłaniam romans za romansem i, co dziwnego, nie potrafię wyłapać w tych czytadełkach żadnych mankamentów. Po prostu oddaję się lekturze, a potem otrząsam się z zaczytania i jestem usatysfakcjonowana.
Motyw gwiazdy rocka jest raczej popularny w literaturze kobiecej, ale tylko Ostatnia Spowiedź Niny Reichter zdołała mnie zadowolić i wywołała na moich policzkach rumieńce. Ta trylogia była szalona, pełna pasji i gorących wrażeń. Forever my girl jest inne, bardziej dojrzałe, skupia się na relacjach rodzinnych, przesiąknięte bólem po stracie najlepszego przyjaciela. Heidi McLaughlin otula bohaterów w swojej powieści wspomnieniami - niektóre są piękne, inne przyczyniły się do zmiany życia lub utraty tego, co było w nim najlepsze. To taka podróż do wieku nastoletniego, dojrzałość przeplatana scenkami z liceum.
Spotkałam się z opinią, że Forever my girl brakuje pazura, bardziej ostrego bohatera męskiego. I tutaj mam pytanie, jak to się dzieje, że wydawnictwo NieZwykłe w każdej wydawanej książce oczarowuje mnie wykreowaną postacią męską? Przy każdej kolejnej lekturze jestem cała w skowronkach, a mamy do wyboru całą paletę mężczyzn, o najróżniejszych usposobieniach i charakterach. Liam może nie ma pazura, ale jest uroczy, a jego relacja z synem wręcz otula serducho. I cholera, gdyby nie on, nie przepadłabym na dobre kilka godzin.
Widziałam trailer ekranizacji, która powstała na podstawie Forever my girl i niestety całkowicie gryzie się z atmosferą, która wytworzyła się w mojej głowie po poznaniu powieści Heidi McLaughlin. Może w przyszłości obejrzę, ale nie teraz, bo wiem że będę narzekała. Forever my girl jest dość grzeczną książką (nie spodziewałam się!), słodką (tak, kolejna słodka książka!) i zawiera to, co niezwykłe czytelniczki lubią najbardziej - smacznego mężczyznę, romantyczną historię i ten magiczny składnik, którego nie da się jednoznacznie określić.
Forever my girl - Heidi McLaughlin (#1 The Beaumont Series), Wydawnictwo NieZwykłe
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu!
Najmocniej przepraszam ale mój wzrok odwróciła Twoja biblioteczka. Cudna jest <3
OdpowiedzUsuńKsiązka "smacznego mężczyznę, romantyczną historię " a ja za tym nie przepadam :P
Książka już czeka w mojej biblioteczce na swoją kolej. 😊
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawi mnie, jak ja odbiorę tę książkę, bo opinie różne słyszałam. Czeka już na swoją kolej, ale ostatnio czasu mało na czytanie. ;(
OdpowiedzUsuńNadrobię jak będę miała więcej czasu :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Jestem ciekawa tej książki. Może niedługo uda mi się po nią sięgnąć. :)
OdpowiedzUsuńOj nie nie :) Ta książka to u mnie zdecydowanie nie :D
OdpowiedzUsuńRaczej nie wpisałaby się w moje klimaty, ale skojarzyła mi się z takim jednym filmem i musiałam sprawdzić, czy to o nim piszesz pod koniec, ale tamten oglądałam dawno temu, a ten o którym piszesz to świeżak. :P
OdpowiedzUsuń"Forever my girl" to powieść, w której z łatwością można się zaczytać. Urocza, ciepła, przyjemna w odbiorze i zawiera ten magiczny składnik. Polecamy szczególnie na długie, zimowe wieczory! :)
OdpowiedzUsuń