Mieszkając z wrogiem

Amelia, po śmierci babci, dziedziczy połowę jej domku na wyspie.
Drugą połowę kobieta zapisała jej przyjacielowi z dzieciństwa, Justinowi.
Czy zrobiła to, aby ci dwoje byli zmuszeni stanąć twarzą w twarz, by nareszcie pogodzić się po tym, co stało się w przeszłości?


Mieszkając z wrogiem ciekawiło mnie jeszcze przed polską premierą, a kiedy poznałam Zbuntowanego dziedzica, którego Penelope Ward napisała w duecie z Vi Keeland, nie mogłam odpuścić sobie poznania jej samodzielnej twórczości. W porównaniu do większości ostatnich książkowych hitów, Mieszkając z wrogim nie zbiera wybitnych ocen, co naprawdę mnie dziwi, bo to zdecydowanie jeden z najlepszych romansów jaki mogłam przeczytać. 

Pierwszym zaskoczeniem był wybór autorki, aby główny męski bohater był muzykiem. Wiecie, to dość wyświechtany motyw, po którym raczej nie spodziewamy się nic nowego. Osobiście żywię wielki sentyment do tego zabiegu ze względu na trylogię Ostatnia spowiedź, która powstała jako fanfiction jednego z moich ulubionych zespołów. Myślę, że na pewno znacie też Colleen Hoover, która w swoim Maybe someday też próbuje nas oczarować muzyką. Na Maybe someday wylało się wiadro zachwytów, a dla mnie ta książka była tak przeciętna, że teraz nawet nie pamiętam dokładnie o czym była. Muzyka u Ward jest zdecydowanie lepsza.

Mieszkając z wrogiem owszem, wykorzystuje schematy, takie jak wspomniany gwiazdor i zdobywca kobiecych serc, przyjaźń w dzieciństwie i walka z przeciwnościami lasu, ale jednocześnie to bardzo nowatorska powieść, dążąca do zupełnie innego poziomu relacji bohaterów. Zamiast wyczekiwać ich zbliżenia (w sensie seksualnym, jak to jest w większości romansów), cieszymy się każdym ich wspólnym momentem. To miła odmiana, jestem absolutnie oczarowana sposobem w jaki Penelope Ward z każdą sceną zbliżała bohaterów do siebie, po latach rozłąki.

Jestem też zachwycona opisem Bei, która pojawia się dopiero w drugiej części książki. Nie mogę zdradzić Wam kim jest, ale jej obecność będzie miała ogromny wpływ na Amelię i Justina i przyczyni się do ogromnej przemiany oraz zacieśnienia ich relacji. Ta absolutnie kochana i urocza osóbka jest kwintesencją książki. Świetnym rozwiązaniem było też dodanie kilku scen z przeszłości bohaterów, nie pogardziłabym, gdyby było ich więcej. 

Mieszkając z wrogiem jest balsamem dla mojego serca po ostatnich czytelniczych zawodach. To emocjonująca, romantyczna, z odrobiną pożądania powieść, którą na pewno zapamiętam. Jeśli inne książki Penelope Ward są równie doskonałe, z pewnością ta kobieta dołączy do grona moich ulubionych autorek. Pochłaniałam powieść z przeogromną przyjemnością. Czytając w autobusie, byłam wręcz smutna, że muszę przerwać lekturę, żeby wysiąść.

Mieszkając z wrogiem - Penelope Ward, 320 str., Wydawnictwo Editio Red

Za egzemplarz oraz okazane mi zaufanie serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red!

Komentarze

  1. Brzmi całkiem nieźle, ale na razie mam masę innych pozycji do przeczytania, więc raczej póki co się nie skuszę :O
    xoxo
    L. (https://slowotok-laury.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie mnie zachęciłaś, czytałam Maybe Someday, podobała mi się ta lektura, ale rzeczywiście, nie pamiętam za dużo z niej. Zapisuję sobie ten tytuł. Pozdrawiam
    Osobliwe Delirium

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam wiele dobrego o tej książce, więc być może kiedyś, również zdecyduję się ją przeczytać. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Czeka na swoją kolej :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Skoro tu dotarłeś, to znaczy (mam nadzieję), że przeczytałeś post powyżej i wiesz co komentujesz. Będzie mi bardzo miło jeśli co do treści komentarza trochę się wysilisz, bo na każdy z nich odpowiadam. Wszelkiego rodzaju dyskusje są bardzo mile widziane. :)
Twojego bloga także odwiedzę i jeśli przypadnie mi do gustu – pozostawię po sobie ślad.
Jeśli masz do mnie jakieś pytanie, to śmiało pytaj.
Kontakt: kinga.godowska@vp.pl
Dziękuję za wszystkie komentarze!