Wpadając w pułapkę swoich uczuć...

Może zacznę od tego co pierwsze rzuciło mi się oczy. Colleen Hoover nie potrafi wykreować męskiego bohatera, który choć w malutkim stopniu przypadłby mi do gustu. Tak było z Holderem i tak jest z Willem. Chłopak jest wręcz ideałem - umięśniony, przystojny, doskonały, opiekuńczy, odpowiedzialny, inteligentny i... mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Owszem, ideały są potrzebne w książkach skoro nie ma ich w realnym świecie, ale odrobinka charakteru i indywidualności nie zaszkodzi. Bo inaczej jest mdło i nijako.
Pułapka uczuć nie wywołała we mnie emocji. Mimo wszystkich dramatów rozgrywających się na kartkach - ja nadal spokojnie piłam herbatę, nie pojawiło się we mnie nic takiego jak współczucie, bo nie potrafiłam do końca odnaleźć się w tej historii, a co dopiero utożsamić się z Lake, której osobowość była taka... zwyczajna, normalna, nie miała w sobie nic zwracającego uwagę. Nie wiem, może wy bardziej się z nią polubicie, ja zawsze szukam w ludziach czegoś unikatowego, tak samo w postaciach fikcyjnych. Za dużo naczytałam się o szarości, potrzebuję całej ferii barw.
Wątki rodzinne są doskonale przedstawione i mimo, że sporo w nich
smutku to jednak też pojawia się nadzieja, umiejętność spojrzenia w
przyszłość, siła dzięki której jesteśmy w stanie iść dalej. No i
potrzeba rozmowy, chylę czoła pisarce, że tak ładnie
zawarła to w tej powieści, właściwie nie pisząc o tym dosłownie, a wplatając między wierszami.
Slam poetycki był cudownym pomysłem, z niesamowitą ciekawością czytałam napisane przez książkowe postaci utwory. Fakt, że wszystkie stworzone zostały prosto z serca, a oni prezentując je dawali upust swoim emocjom - czy to negatywnym, czy też pozytywnym - tylko dodawał uroku i jeszcze lepiej pozwalał ich zrozumieć.
Sam styl pani Hoover jest lekki, prosty,
przyjemny, pozwala wymalować w wyobraźni podstawowy schemat, gdzie rozgrywają się następujące po sobie wydarzenia, funduje nam naturalne dialogi i dość skąpe, ale rzeczowe opisy. Znajdziemy też kilka ciekawych przemyśleń, które wyjątkowo zapadają w pamięć.
Ogólnie Pułapka uczuć, tak jak mówiłam na początku, jest dobrą książką, czyta się szybko, fabuła jest interesująca, ale... czegoś brakuje, a to coś jest przyczyną tego, że powieść pani Hoover najprawdopodobniej już za kilka dni wyparuje mi z głowy. Przyznam, że jestem trochę zdziwiona faktem, że powstała kontynuacja o tytule Nieprzekraczalna granica, bo według mnie losy Layken i Willa powinny już dobiec końca na papierze, żeby czytelnik sam mógł wyobrazić sobie dalszy bieg wydarzeń.
Raczej nie mam ochoty na tą książkę ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że po przeczytaniu twojej recenzji oraz opisu mam dla niej jedno określenie: typowa. Ja strasznie nie lubię takich książek, które nie mają w sobie krzty oryginalności i powielają tylko schematy z innych powieści. Mogę się mylić, ale chyba twórczość Collen Hoover taka właśnie jest, a ja nie mam zamiaru po nią sięgać.
OdpowiedzUsuńNa pewno sięgnę - w końcu to Hoover! - ale mając w głowie Twoje ostrzeżenia, podejdę do niej z lekkim dystansem, żeby się zbytnio nie rozczarować :)
OdpowiedzUsuńWczoraj zrobiłam sobie maraton powieści Hoover- sięgnęłam zarówno po "Hopeless" jak i po "Pułapkę uczuć", żeby sprawdzić czym ludzie do jasnej Anielki tak się zachwycają. I tak długo zwlekałam z lekturą tych powieści- podchodziłam do nich z niemałymi obawami, bo wszystkie powieści z nurtu NA z jakimi miałam do czynienia zawiodły mnie w większym, bądź mniejszym stopniu. Wracając jednak do Hoover i jej powieści... "Hopeless" nie zachwyciło mnie szczególnie- wciągnęło owszem, nie mogłam się od powieści oderwać i jak usiadłam z tabletem w ręku tak nie odłożyłam go póki nie przeczytałam ostatniego zdania e-booka, ale nie poruszyło tak jak liczyłam. Współczułam bohaterce i doceniam, że autorka podjęła się takich trudnych, bolesnych tematów, ale wydaje mi się- zabrzmi to źle, ale nie wiem jak to inaczej wyjaśnić- że w pewnym momencie przesadziła z ilością dramatów. Przegięła też w drugą stronę- związek głównych bohaterów był momentami za słodki, ckliwy. Gdyby autorka zachowała umiar w jednej i w drugiej kwestii jej powieść byłby naturalniejsza- przynajmniej dla mnie. "Pułapka uczuć" trafiła do mnie bardziej- urzekła mnie po prostu. Co prawda uczucie pomiędzy Lake i Willem rozwinęło się za szybko i dosłownie z niczego (podobnie zresztą było ze Sky i Holderem), co irytowało mnie niemiłosiernie, ale kiedy kłody pod związek bohaterów zostały przez autorkę zaczęłam im kibicować. Zachwycił mnie wątek ze slamem- wiersze deklamowane przez bohaterów były naprawdę niesamowite i emocjonalne. A przede wszystkim poruszyły mnie wątki rodzinne, o których piszesz w swojej recenzji- nigdy nie potrafię przejść koło tego typu historii jaką snuje Hoover obojętnie. Wydaje mi się, że w przypadku tej powieści autorka zachowała umiar i w słodyczy i w goryczy- napisała kawałek życiowej powieści dla młodych czytelników, która kiedyś może i zatrze się w mojej pamięci, ale na pewno nie nastąpi to prędko. :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie,
Nada
Może panowie jakich wykreowała Pano Hoover nie są po prostu w twoim typie i dla tego cię nie zachwycają? Nie powiem, "Hopeless" to dobra książka, chociaż bywają lepsze. Tej jeszcze nie czytałam, ale myślę, że wcześniej czy później to nastąpi. :)
OdpowiedzUsuńStrasznie dużo osób zachwala panią Hoover. Skłamałabym, jeśli bym napisała, że nie ciekawi mnie jej twórczość. :)
OdpowiedzUsuń"Hopeless" nie czytałam i tej powieści też nie miałam w planach, jednak... po zastanowieniu doszłam do wniosku, że mogłabym się na nią zdecydować, nawet pomimo niewyróżniających się bohaterów. Ale tylko jeśli akurat wpadnie mi w ręce. ;)
OdpowiedzUsuńAni "Hopeless" ani "Pułapki uczuć" nie czytałam i nie jestem pewna, czy w ogóle po nie sięgnę. Z jednej strony dużo pozytywnych recenzji, ale z drugiej są też te bardziej neutralne i chyba bardziej ku nim się skłaniam. Myślę, że jak którąś z tych dwóch pozycji znajdę w bibliotece to wypożyczę i przekonam się na własnej skórze, a jeśli nie to nie stracę czegoś przewspaniałego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Czuję, że też ta książka by mnie nie zachwyciła. Tak samo było z Hopeless - przyjemnie się czytało, ale czegoś zabrakło. Ponadto strasznie irytujące jest to, że męscy bohaterowie w NA/YA są tacy idealni i bez skazy, a nawet jeśli coś na sumieniu mają to szybko jest to wytłumaczone jako "robili to w dobrej wierze"...
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie czytania (szczerze mówiąc, przeciągam lekturę jak tylko mogę, bo wiadomo - ja historie i styl Hoover po prostu kocham ^^) i na razie postaram się nie wypowiadać, ale masz rację, że Will jest zbyt idealny. Też to czuję. Czuję od samego początku, ale z uwagi na wielką sympatię do autorki, staram się za bardzo na tym nie skupiać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sherry
Zostałaś nominowana do LBA!
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://ksiazkimoimwiecznymzyciem.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award-nominacje-dostaam.html#comment-form
Pozdrawiam!
Bardzo dobra recenzja. Pomimo wielu niedociągnięć mam ochotę na "Pułapkę uczuć".
OdpowiedzUsuń